niedziela, 30 stycznia 2011

Jak Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć zepsuło plakaty

Zobacz na plakat wołający o pomstę do nieba:
Plakat, który wisi m.in. na wiacie tramwajowej przy Rondzie Grzegórzeckim w Krakowie
1 - 1/4 plakatu zajmuje autopromocja Unii Europejskiej i znaki, które niczemu nie służą.

2 - niewyraźne drzwi w ogóle nie są zauważalne, a żeby zobaczyć Bazylikę Mariacką wystarczy podnieść głowę w Krakowie; ten plakat ma kogoś zainteresować, czy być nie do zauważenia?

3 - czy obcokrajowcy, którzy potrzebują pomocy prawnej potrafią mówić po angielsku? zawsze??? lepiej było pobawić się grafiką i typografią, żeby zrobić napisy w kilkunastu językach

4 - który geniusz wymyślił, żeby kierować do strony w języku polskim? najpierw naucz się języka polskiego, potem może Ci pomożemy? przełączyć język ponoć można, ale z trudem znajdziesz ikonkę przedstawiającą flagę obcego kraju; jednego kraju - już lepiej było przeznaczyć pieniądze na tłumaczenie strony niż płacenie komuś za wymyślanie tego plakatu...

Jednym słowem - pieniądze wyrzucone w błoto. Pieniądze moje i Twoje. Pogratulujmy Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć.
Wstyd dla Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, wstyd dla Unii Europejskiej.

Shame on you!!!

6 komentarzy:

  1. 1. To oczywiste, że w sytuacji, gdy jakaś instytucja wykłada kase na reklamę (plakaty) to oczekuje, że jej logo pojawi się na obrazku. W umowie dokładnie określa się jaki ma mieć rozmiar w stosunku do powierzchni całego plakatu. EU i ministerstwo to żaden wyjątek. Płacą więc logo musi być.

    2. Plakat spełnia swoją rolę, mnie zainteresował i przeczytałem go w całości. Ciebie jak widać też, a chyba o to chodzi w reklamie :) Bazylika to symbol Krakowa, dlatego sie znalazła na plakacie zamiast rozkraczonych nóg tudzież faceta w złotych gaciach.

    3. Tak turyści i obcokrajowcy odwiedzający dany kraj powinni mówić w języku obowiązujacym na danym terenie, albo w języku międzynarodowym, czyli angielskim. Chociaż Twój pomysł z grafiką jest spoko.

    4. Strona jest przetlumaczona na angielski, trzeba tylko kliknąć, Twoim kolegom po fachu na szczęście płacić nie trzeba

    Zimno było na przystanku to się Keysed spiął niemiłosiernie :)

    No dalej, wołajmy o pomstę do nieba!
    Istny skandal

    Ya$

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za recenzję i ciepłe słowo.

    1 - skoro czytałeś tą umowę...

    2 - na pewno imigrantów najbardziej obchodzą walory turystyczne Krakowa, mhm. Przeczytałem, bo jak byłeś skłonny zauważyć było zimno na przystanku.

    3 - a Polacy, którzy jeździli do UK na saksy mówili po angielsku...

    4 - chodzi o usability i przystępność dla ludzi, a nie samo "że się da kliknąć". Możesz się kochać w pierwszym lepszym facecie, ale czy to ma Ci wystarczyć?

    OdpowiedzUsuń
  3. 1. To oczywista oczywistość, że gdy ktoś-coś finansuje to pojawia się na produkcie. Takie są ogólne zasady. Nie trzeba zaglądać w umowę. Tak jest i już (patrz patronaty na książkach, płytach, filmach; patrz inne akcje społeczne)

    2. Reklama nie znalazła się w tym miejscu przypadkiem, tam jest wielu imigrantów którzy jadą w stronę swojego "chinatownu"... Pierwszorzędną sprawą dla imigranta jest oswojenie się z otoczeniem, swoim nowym miejscem zamieszkania, więc wyłapuje plakaty, które przedstawiają coś co będzie mu bliskie, co udzieli informacji na temat otoczenia (dla ciebie BM to oczywistość i nuda, dla nich nie). reklama ta trafia w peryferycznym torem perswazji i robi to poprawnie bo pierwszą rzeczą po osiedleniu się w obcym kraju jest utożsamianie się z charakterystycznymi miejscami w danym mieście, a nie obserwacja półnagiego lajkonika z rozkraczonymi nogami.

    3. Nie mówimy o polakach w UK, tylko o szeroko pojętych obcokrajowcach w PL, którzy nie maja wspólnego mianownika językowego ani kulturowego. To grupa niejednorodna odnośnie powodu przyjazdu i charakteru pracy.

    To nie jest reklama złotych gaci, która ma na celu wystandaryzować gusta pedziów klasy średniej na całym świecie i wykastrować ich z własnego stylu, tylko reklama która ma dać sygnał, że istnieje organizacja która pomoże obcokrajowcom.

    Pomysł z kilkunastoma napisami jest staroświecki i trudny w realizacji pod względem wizualnym. Sprawdzono to choćby na opakowaniach kosmetyków, na froncie umieszcza się logo i info po angielsku, prostymi wręcz międzynarodowymi formułami, natomiast z tyłu jest nudna lista opisów w kilkunastu innych językach do której dotrą tylko zainteresowani... Plakat sygnalizuje, a nie informuje szczegółowo. Informacje konkretne uzyska w biurze. Baner przyciąga uwagę w sposób afektywny, informatywność (napisy w róznych jezykach) odniosłaby mniejszy skutek.

    4. Jeśli chodzi o użyteczność (sorry "usability" :) )
    Najpierw chcesz umieszczać napisy w kilkunastu językach, a potem mówisz, że adres powinien być akurat po angielsku. Skoro zakładamy, że ktoś nie zna angielskiego, to żadna dla niego różnica czy wklepie adres po polsku, angielsku czy grecku. A zakładanie stron z końcówkami com, fr, co.uk, com, pl itd mija się z celem.

    PS Jeden facet wystarczy, nie doprowadzam do rozpadu cudzych związków :)


    Buziaki :)

    Ya$

    OdpowiedzUsuń
  4. 1 - no właśnie, i popatrz na ich rozmiar, nawet procentowo, nie w wartościach bezwzględnych

    2 - nie wiem co się tak uczepiłeś tej nagości, są rzeczy, które bez nagości przyciągają uwagę

    3 - skoro tak twierdzisz... (przed chwilą twierdziłeś, że plakat to nie rzecz, którą warto/można standaryzować jak kosmetyki na półce)

    4 - gdzie Ty wyczytałeś o tym, że chcę adres po angielsku? (BTW kupić kilka domen to nie jest wielki wydatek, zresztą można znaleźć na to sponsora); użyteczność nie równa się usability, bo to pojęcie wymyka się tłumaczeniu wg Google Translate;

    PS - znów zdanie z powietrza, jesteś pewien że odpowiadasz na tego posta?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli Twoim źródłem wiedzy jest wikipedia, google oraz inne internetowe skrypty/skróty/uproszczenia/kursy/filmiki albo bełkotliwa literatura marketingowa z wczesnych lat 90 to wspólnego zdania nie wyrobimy


    Oxford-PWN (najbardziej rzetelny zarówno ze strony brytyjskiej jak i polskiej słownik) tłumaczy usability jako użyteczność/funkcjonalność/używalność

    PS Zdanie z życia :)

    Ya$

    OdpowiedzUsuń