środa, 20 listopada 2013

Płynące wieżowce [recenzja filmu po premierze w Krakowie]


Przez pierwsze 30 minut siedziałem na kinowej sali zrozpaczony. Nie przez tragizm sytuacji przedstawionej w filmie. Raczej przez to, że zapowiadało się na kolejny film kopiujący zachodnie produkcje (pisałem o tym tutaj >>). Potem na szczęście było już lepiej i w sumie przez długie godziny to, co zobaczyliśmy na krakowskiej premierze "Płynących wieżowców" nie dawało mi wrócić do spokoju. To dzieło jest z pewnością warte zobaczenia - być może nawet bardziej niż szumnie reklamowany "W imię" Małgorzaty Szumowskiej.

Płynące wieżowce

Reżyser, co nawet podkreślano na premierze, chciałby uciec od zaszufladkowania jako reżyser gejowski. Rozumiem, że w Polsce należy wyrzekać się swoich homoseksualnych inspiracji, a może nawet orientacji, aby zachęcić szeroką publiczność heteroseksualną do przyjścia do kina. Dla widzów nieheteronormatywnych pachnie to jednak obłudą, bo widzą w portalach randkowych LGBT ewidentne reklamy "Płynących wieżowców" jako pierwszego polskiego filmu gejowskiego. Drogi reżyserze - nie bój się przyklejenia łatki, bo uciekając od niej sam się w nią wkręcasz!

Gdyby odrzucić ten średnio przyjemny dla środowiska LGBT anturaż zakulisowy i skupić się wyłącznie na filmie, stwierdziłbym, że historia była już obrabiana w kinie zagranicznym wiele razy, ale w Polsce ma świeżość. Gdy w niemieckiej "Sile przyciągania" widz jest konfrontowany m.in. z takimi niuansami jak zamiana ról pasyw/aktyw (wbrew stereotypowi bardziej męski koleś jest pasywny), to u nas jeszcze coś takiego nie zostałoby zrozumiane przez odbiorców. Gdy "W imię" porusza temat tabu pt. "ksiądz może być gejem", to poza granicami polski kina prezentują kolejne głębie dramatów psychologicznych takich postaci. Polski widz z pewnością i to jednak przyjmie jako szok. Słyszeliśmy już po premierze, że starsi widzowie okazywali zrozumienie dla dramatu, ale szeptali, że młodzież na ten film iść nie powinna, bo im w głowie powywraca. Jestem jednak jakoś spokojny o frekwencję na widowni. Aktorzy grają przekonująco i widać, że są na planie zaangażowani w najwyższym stopniu - w zasadzie ciężko zgłosić jakiekolwiek zastrzeżenie. Nie dość, że plakat kontrowersyjny, to film zrobiony jest wizualnie świetnie, a jedyne zastrzeżenia można mieć momentami do montażu (i scenariusza?). Czasami ciężko uwierzyć w niektóre przyczyny zdarzeń wykorzystane do uzasadnienia rozwoju akcji. Muzyka lekko niedopasowana, ale nie przeszkadzała.

Jak już wspomniałem, początek jest przydługawy i wydaje się, że można dostrzec analogię między otwierającym film onanizowaniem się głównego bohatera a zachowaniem reżysera - jakby Tomasz Wasilewski chciał albo w samotności rozkoszować się zawiązaniem melodramatu, albo samemu sobie za wszelką cenę udowodnić, że ma prawo zrobić takie dzieło wbrew krytyce nieprzychylnych mu środowisk. Pośrodku akcji kino wybuchało śmiechem, ponieważ odczytywało zabawę słowami i tłem akcji jako puszczanie oka do widza. Spuściło to początkowy balon wysokich oczekiwań i nadmiernego napompowania początku historii. Czy jednak było to potrzebne, gdyby wstęp był mniej rozlazły? Potem było szybciej, sprawniej, a końcowe kilka minut wbijało nas w fotele. Wyszedłem z sali kinowej z licznymi przemyśleniami i myślę do dziś. Wiele scen jest symbolicznych, ale nienachalnych i łopatologicznych jak u Szumowskiej. Wydaje się, że reżyser upakował w tym filmie tak wiele znaczeń, że warto będzie obejrzeć powtórki w TVP Kultura (będą odważni, by to puścić?) i podejść do tematu jeszcze raz czy dwa. To chyba najlepszy argument, aby poznać dzieło, prawda?

Koniec końców - warto iść do kina. Powiem więcej - nie możecie go przegapić! To jeden z lepszych filmów ostatnich lat - po "Samotnym mężczyźnie" i "Zupełnie innym weekendzie". Chyba wskoczy do mojego TOP 3 filmów gejowskich. Bo Xavier Dolan ma osobną kategorię ;)

Trailer filmu Płynące wieżowce:



Dajcie znać, jak podobało się Wam.

środa, 11 września 2013

Siła przyciągania - odpowiedź na Brokeback Mountain i Weekend


Obejrzałem już nowy film gejowski "Siła przyciągania", który porównywany jest do Tajemnicy Brokeback Mountain. Niestety, tak właśnie jest. Co do wątku. Czy jednak należy ten film od razu skreślać z planów na wieczorne wyjście do miasta?

Siła Przyciągania Film Gejowski

Dwójka bohaterów poznaje się w szkole policyjnej. Razem trenują, a wkrótce też uprawiają seks. Jeden jest gejem "z krwi i kości", drugi dopiero odnajduje swoje prawdziwe jestestwo. Co bardziej komplikuje sprawę - ma już żonę i czeka na dziecko. Wesołego końca nie będzie. Choć można sobie wyobrazić, że wszystkim wyszło to w długiej perspektywie na dobre.



Co jest słabego w tym filmie? Przede wszystkim historia jakich wiele, a do tego da się jeszcze zauważyć zdjęcia ewidentnie inspirowane innym kultowym filmem gejowskim - brytyjskim Weekendem. Dwóch facetów, którzy nie mogą się kochać, bo przeszłość im ciąży. Środowisko homofobiczne, miejsca ucieczki itp. - to wszystko znamy z Brokeback Mountain. Panoramy miasta widziane z odrapanego bloku, małe domki, gdzie toczy się życie ustatkowanych bohaterów - to znamy z Zupełnie Inny Weekend.

Czy warto zatem iść do kina?
Jeśli nudzi Wam się, nie widzieliście żadnego z wymienianych wcześniej filmów, a także chcecie dostać ze 2-3 razy erekcji przy pikantnych scenach... a może nawet wzruszyć w paru momentach - warto się przejść. Zwłaszcza, gdy ma się u boku swojego faceta lub faceta "z przeszłością". Aktorzy grają na poziomie, estetyce nie można nic zarzucić, a i parę groszy w kasie kina warto zadedykować rozwijającej się kinematografii "branżowej". Poza tym osobiście mam jakiś sentyment do filmu Summer Storm i Hanno Kofflera. Z kolei Maxa Riemelta nie kojarzyłem wcześniej, ale to typ bohatera, z którym mógłbym się zidentyfikować. No, może bez tego jego całego ćpania po pedałowniach.

Ogólnie - można.


Dajcie znać, co Wy sądzicie o tym filmie.

wtorek, 10 września 2013

Dlaczego nie powinieneś popierać Jarosława Gowina?


Jarosław Gowin "na wolności", czyli poza Platformą Obywatelską. To kolejny problem dla gejów w Polsce.

Do tej pory Gowin nie popierał inicjatyw ruchu LGBT, ale w ramach PO premier mógł mieć na niego jakiś wpływ, aby nie rzucał w kamery zbytecznym populizmem. Jak będzie teraz? Gowin w sprawach moralnych jest konserwatystą, a wielu komentatorów politycznych stawia go bliżej PiS'u w tych kwestiach niż PO. Gospodarczo jest liberalny. Może być zatem tak, że na niechęci do środowisk postępowych i ceniących sobie wolność osobistą, zbuduje swój ruch / partię.

Skoro jest liberalny ekonomicznie, z pewnością zdobędzie finansowanie na swoją kampanię. Biznes i polityka przenikają się - może nie na naszych oczach, bo to często kole oczy, ale przede wszystkim kuluarowo. Kasa na promocję "ruchu Gowina" powinna płynąć hojnie, a to zwykle gwarantuje większe obsadzenie miejsc w Sejmie.

Zarówno konserwatywni moralnie, jak i liberalni gospodarczo, zwolennicy Platformy Obywatelskiej odpłyną za Gowinem. Kwestia przejść polityków PO pod sztandar Gowina wydaje się być - wbrew temu, co mówią wszyscy w telewizji - nieunikniony. PO była siłą, dopóki miała zapał i tzw. błysk w oku. Teraz - zgodnie zresztą z polską naturą - wszyscy zaczną odcinać się od Tuska i zmurszałego szyldu partyjnego. Pytanie tylko czy jeszcze przed eurowyborami czy dopiero przed wyborami do naszego parlamentu.

Moim zdaniem to, co słyszymy w mediach, to zwykły szum, który należy sobie odszyfrowywać:
na przykład: Jestem pewien, że PO zachowa większość i nie będzie przyspieszonych wyborów.
To oznacza, że Gowin musi mieć czas na stworzenie swoich struktur partyjnych i promocję partii. Jeśli wybory byłyby teraz, nie zdążyłby zbudować sobie pozycji w świadomości społeczeństwa i może wszedłby do Sejmu, ale z małą grupą posłów.

Co z tego wyniknie dla gejów?
Jarosław Gowin będzie albo ukrywał swój stosunek do ustaw o związkach partnerskich (dziennikarze muszą o to pytać!!!) albo wykaże się własną inicjatywą, która nie spełni jednak podstawowych naszych oczekiwań albo otwarcie "pójdzie na wojnę" z wolnościami dla osób LGBT.
To przyciągnie do niego elektorat konserwatywny. Od PO wtedy ci wyborcy odejdą. PO będzie zatem miała problem, ale i szansę. Będzie mogła stać się partią na wskroś nowoczesną i postępową, dzięki czemu może odzyska wiatr w żaglach.
Jeśli PO upadnie, a Gowin nabierze siły, może też stać się coś innego. PiS zostanie osłabiony o elektorat mniej buńczuczny i reagujący na populistyczne hasła, PO zniknie z powierzchni ziemi lub zejdzie się w jakiś sposób z SLD i czymś co było zwane do tej pory Ruchem Palikota.

Na inicjatywę Gowina można by zatem z naszej perspektywy spojrzeć życzliwie jedynie pod jednym kątem - że zaktywizuje osoby do tej pory nie chodzące na wybory. Tylko czy będzie w stanie zbudować społeczeństwo obywatelskie, skoro konserwatywnymi poglądami odrzuca sporą część społeczeństwa, zamiast je jednoczyć?

Czas pokaże. Głosujcie i róbcie to mądrze.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Czesław Lang homofobem?


Z wielkim zdziwieniem przeczytałem cytat z Czesława Langa w najnowszym Newsweeku (26.08.2013):

Homoseksualizm Czesław Lang


Czesław Lang, dla tych którzy - wątpię - nie znają tego kolarza, to organizator Tour de Pologne, a wcześniej utalentowany kolarz. Dzisiaj też często kręci pedałami. Niestety, z gejami mu nie po drodze i - jeśli cytat jest prawdziwy - stawia pod znakiem zapytania całą moją sympatię do tej legendy polskich szos oraz samej imprezy kolarskiej.

Czy Czesław Lang zamierza iść ręka w rękę z Władimirem Putinem i Janem Tomaszewskim? Wydawałoby się, że kolarz jest nieco bardziej światły niż piłkarz, bowiem jeździ co prawda w drużynie w zawodowym peletonie, ale przede wszystkim jest sam na sam ze swoim rowerem. Powinien mieć zatem bardziej rozwinięty zmysł indywidualizmu, poszanowania jednostki i świadomość, że razem można więcej i nie wolno napuszczać zawodników na siebie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy znajdziemy się razem w ucieczce i trzeba będzie sobie "podać koło".

Tym, co prawdopodobnie oburza najbardziej w całej wypowiedzi Langa to to, że przytacza zakodowany w swoim mózgu obraz geja zniewieściałego. Najwyraźniej Czesławowi Langowi przydałaby się wizyta w jakimś barze lub klubie dla homoseksualistów, aby zauważył co najmniej kilka głupot, które wypłynęły z jego ust:

  • geje są różni
  • geje bywają muskularni i mają dużo energii, którą mogą wykorzystać także w sporcie
  • geje są męscy, częściej niż ulizani kolesie z okładek pism o sporcie
  • geje byli, są i będą świetnymi sportowcami


Panu Czesławowi sugerowałbym zapoznać się z naszą społecznością gejowską chociażby jeszcze z tego powodu, że dobry artysta gej przydałby mu się do organizacji wyścigu Tour de Pologne. Przydałaby się ta, jak to nazwał p. Czesław, "niemęska" dłoń przy oprawie wizualnej wyścigu i transmisji telewizyjnej. Może ktoś, kto szanuje innych ludzi, potrafiłby zauważyć, że kibice nie potrzebują etykietek o orientacji seksualnej, ale na przykład oprawy graficznej, z której można zobaczyć pozycję zawodnika i stratę peletonu do uciekającej grupy.

Mam wrażenie, że taką wypowiedzią Czesław Lang ustawia się w ogonie peletonu. Najwyraźniej zrozumienie, że homoseksualizm nie jest zagrożeniem dla mężczyzny pewnego swojej orientacji seksualnej, to dla niego wysiłek niczym wjazd na Mont Ventoux.

A o Janie Tomaszewskim szkoda nawet pisać.


piątek, 21 czerwca 2013

Niezłe gacie Aussiebum


Znów ma fajne majtki AussieBum. Szkoda, że wszystko strasznie drogie jak na polskie warunki. Ale na co wydawać? Na dzieci? ;)

http://www.aussiebum.com/underwear/1920/galaxy/


PS. Nadal uwielbiam też kąpielówki aussiebum!